niedziela, 27 marca 2016

Rozdział 3 [8/x]

Julia miała już 19 lat. Zimą 1916 roku do osiedla przenosi się chłopak w wieku dziewczyny, Alexander Abandar. Od razu wpadł w oko dziewczynie, co z biegiem czasu przyniosło nowe uczucie - miłość.
Wszystko zdawało się iść w dobrym kierunku, w 1918 odbył się ślub, a jakiś czas potem świeżo upieczona żona zaszła w ciążę. Niestety, wystąpiły powikłania i były dwie opcje - przeżyje albo Julia, albo dziecko... pomimo sprzeciwów męża, Julia wybrała dziecko. Jej ostatnią wolą było, by nowo urodzoną dziewczynkę nazwać na cześć jej zmarłej siostry. Alexander natomiast, będący na skraju załamania nerwowego po śmierci żony, błagał wręcz, by na drugie miała Julia... W ten oto sposób przypieczętowano żywot obu sióstr. Maria Julie Abandar, tak brzmiało pełne imię dziecka.
Miesiąc po nieszczęsnych narodzinach, Alexy, będąc pod wpływem alkoholu, spowodował wypadek drogowy,w wyniku którego odszedł. Maria musiała zostać pod opieką dziadków i przyjęła przeklęte nazwisko Sloth.
A co na to wszystko dziadkowie? Oni zobojętnieli na wszystko, a we wnuczce widzieli powód śmierci ich ostatniego dziecka, dlatego traktowali ją odrobinę... a właściwie nawet dosyć mocno szorstko. Ukrywali fakt, że byli tak naprawdę jej dziadkami. Po co? Nie wiadomo. Może nie chcieli przywoływać bolesnych wspomnień, które i tak przybywały z każdym spojrzeniem na Marię... była ona podobna do Julii, jednak miała kilka istotnych różnic - jej włosy były zupełnie czarne i proste, a oczy ciemne jak obsydian.  Dodatkowo, miała charakterystyczny nosek... dziecko określano jako wyjątkowe... pogodne... zupełnie, jak matka...
 

niedziela, 8 czerwca 2014

Rozdział 3 [7/x] Przejażdżka

Lato 1913 roku - rozpoczynamy naukę jazdy konno dziewczynek,na wsi moich rodziców . Maria bardzo to polubiła. "Konie są takie pełne elegancji. Te piękne proporce , rozwiane grzywy podczas biegu to kwintesencja piękna!" - tak uważała . Julcia nie czuje się zbyt dużej pewności. Wprawi się. Lipiec - Julia w końcu opanowała jazdę w dość dobrym stopniu.
30 lipca - Postanawiają wyjechać na przejażdżkę konną poza obszar wsi. Nie miałem nic przeciwko - w końcu są duże , ale pod jednym warunkiem - jadę z nimi.
Znajdujemy się na polanie koło lasu. Lepiej już wracać - za niedługo słońce zajdzie , ale nagle wyskakuje sarenka przed Marią. Koń się wystraszył i zrzucił ją z siodła. Upada na kamień. Nie rusza się.Pospiesznie zsiadam z konia , podbiegam do niej. Sprawdzam oddech. Jeszcze żyje. Czym prędzej zabieram ją i jej siostrę do domu. Jednak było już za późno. Żona i rodzice byli załamani. "Jak mogłem dopuścić do utraty drugiego dziecka ?"-krzyczał ojciec.

Po tym wydarzeniu zaczęli traktować Julię jak  porcelanową księżniczkę. Nie spuszczali oka z niej choćby na moment.  Upływają trzy lata. Ostatnie dziecko  wyrosło na cud natury - wysoka, zgrabna, kształtna, piękna dziewczyna. Odniosła wielki sukces - udało się jej spełnić marzenie jej i siostry - wyhodowała błękitną różę. Do ideału brakowało tylko jednego i najważniejszego elementu - radości, czegoś, czego nigdy więcej nie zagości w jej życiu. Uprzednio radosne, złote oczy zmatowiały, a z twarzy zniknął uśmiech. Aż do pewnego dnia.

niedziela, 11 maja 2014

Rozdział 3 [6/x] Dwóch to para, a trzech to tłok ...

Opiekunka bardzo mocno przeżyła utratę ojca. Cud ,że się jakoś poskładała do kupy. Jest zima i nie będzie mnie dłużej w domu. Uczeń mojej żony poprosił ją o dodatkowe lekcje , więc potrzebujemy więcej pomocy - na szczęście mamy Susan ! 30 stycznia 1901 r - umiera ich syn. Nie stwierdzono kto jest sprawcą  - wiadomo tylko , że było włamanie do domu i ktoś go zabił poprzez wstrzyknięcie spirytusu nierafinowanego do obiegu krwionośnego dziecka. W tym celu użyto strzykawki doktora. Jednak to nie mógł być on ,ponieważ wówczas on i jego żona byli w pracy. Podejrzenia padły na Susan. - miała świetny motyw - zemsta z powodu nieuratowania ojca to doskonały pretekst. Śledczy popytali jej sąsiadów ,czy ostatnio robiła coś dziwnego - pewna sąsiadka zeznała ,że widziała ,jak wnosi jakąś paczkę do domu , inny jeszcze zeznał ,że poszła do faceta ,który był już karany za drobne przestępstwa. W końcu udowodniono jej winę - pewnego razu doktor zostawił w domu torbę i poszła mu ją przynieść , uprzednio zabierając jedną ze strzykawek. Później kupiła na czarnym rynku spirytus i nóż do cięci szkła. Alkohol posłużył za truciznę , natomiast nożykiem upozorowała włamanie , poprzez wycięcie w oknie dziury , łudząco podobnej do normalnie wybitej. Nie pomyślała tylko o dwóch rzeczach - o ciekawości sąsiadów oraz o zdobyciu na własną rękę strzykawki. Poza tym plan obmyśliła doskonale - ona jest tylko opiekunką , ma bardzo dobre opinie. Chłopiec nic nie mówił , więc nikt nie mógł usłyszeć jego krzyku. Mogła go otruć kiedy dziewczynki spały. Plan godny Sherlock'a Holms'a . Kobieta trafiła do więzienia na dożywocie.
Utratę dziecka rodzina przeżyła w sposób godny osoby odznaczonej Krzyżem Wiktorii - nie robiła tego w sposób widowiskowy , by tylko pokazać ,jakim to jest się ubolałym po stracie drugiej osoby ,a w duszy liczyć na pocieszenie i rozgłos - oni cierpieli dla niego. Tym samym darzyli jeszcze większą miłością ich ocalałe córki. One same przyjęły postawę jakby postu. Postanowiły nie sprawiać problemu swoim rodzicom i grzecznie się uczyć. Pomimo tak młodego wieku zachowywały się bardzo dojrzale.
Natura obdarzyła je fascynującą urodą. Obie były podobne ,ale mimo to - w pewnym stopniu różne. Włosy Julii były barwy ciemnej ,mlecznej czekolady , dodatkowo miały tendencje do kręcenia się. Oczy odziedziczyła po matce - duże i złote , a także cieplejszą karnację. Maria była ,w przeciwieństwie do siostry, bledsza, z włosami czarnymi jak noc i prostymi jak druty. Patrzyła na świat poprzez szare , a zarazem inteligentne oczy. Gdy stały obok siebie ,wyglądały jak córki dnia i nocy.
Obie łączyły w sposób idealny piękno i inteligencję. Córka słońca kochała nad wszystko dwie rzeczy - taniec i muzykę , którym to oddawały się w każdej wolnej chwili. W szkole najbardziej lubiła historię i muzykę , mimo , że nie zawsze miała z nich świetne oceny. Siostra północy wdała się w matkę - pasjonowały ją malarstwo , rysowanie oraz robótki ręczne.  Ich wspólnym upodobaniem były kwiaty - te dwie znały o wiele więcej roślin ozdobnych niż wszystkie dziewczynki w ich wieku razem wzięte. Jednak i tutaj miały podziały między ulubionymi kwiatami - Julcia preferowała tulipany i słoneczniki twierdząc , że rozjaśniają ogród i przyciągają uwagę przechodniów. Maria stawiała na elegancję - według niej róże oraz hortensje były o wiele lepsze od kwiatów swojej siostry - "Dom jest miejscem ,gdzie człowiek powinien wypoczywać. A najlepszy wypoczynek przynoszą widoki łagodne i subtelne - a więc hortensje i róże." - tak kiedyś powiedziała. Lubiły ze sobą w tej dziedzinie rywalizować. Kiedyś nawet założyły się , że wyhodują niebieską różę.

sobota, 10 maja 2014

Rozdział 3 [5/x] Sloth'owie

Muszę się stąd wydostać. Okno. Któreś nie może być zamarznięte - inaczej bym się udusiła. Nie idę do tego pokoju z "niespodzianką". Weszłam do pokoju obok. 
Sypialnia była czysta. Ściany pomalowano na jasno-karmelowy odcień ,podłogę wyłożono białym drewnem. Od strony okien stało łóżko z nienagannie białą pościelą w pąki jeszcze nie rozwiniętych kwiatów. Na komodach stały eleganckie , złocone lampy z frędzelkami u końca klosza. Po lewej i po prawej były drzwi - z czego jedne to na pewno łazienka. Drugie to może gabinet ?  Poza nimi ,w pomieszczeniu stała komoda , a na niej dwie czarne i jedna błękitna róża oraz trzy krwistoczerwone, zapalone świeczki. Nad nimi, na przyległej ścianie, wsiało lustro. I to był cały pokój. Okna były oczywiście zamarznięte. Postanowiłam przejść do jednego z pokoi. Wybrałam te po prawej.
Faktycznie, to był gabinet - mały, bo mały, ale jest. Pokój był mały i urządzony w tym samym stylu co sypialnia . Znajdowały się tutaj biurko z otwartą książką, sztaluga z zakończonym obrazem oraz torba z krzyżem medycznym.  
Najpierw spojrzałam na księgę , która okazała się pamiętnikiem pana domu - John'a Sloth. Na pierwszej stronie dowiedziałam się ,że był on lekarzem . Mieszkał on w Londynie wraz z żoną Angelą. Wychwala przede wszystkim jej upór w samodzielności - o to, że stara się sama zarabiać jako guwernantka języka francuskiego i matematyki. Mniej więcej w połowie swoich zapisków , czyli 26 lutego 1897 r , wspomina o cudownej wiadomości - zostaje ojcem trojaczków - syna Sylwestra oraz dwóch córek - Julii oraz Marii. Jednak szybko odkrywa wrodzoną wadę Sylwka - jest niemy. Mimo to ,rodzice go kochają. 28 października 1898 r zaczynają się problemy finansowe ,a zarobki ojca już nie wystarczają. Do akcji wkracza matka ,która reperuje dziurę w budżecie rodziny. Jednak ktoś musi pilnować dzieci ,a rodzice małżeństwa mieszkają w Walii. 11 grudnia tego samego roku zatrudniają opiekunkę do dziecka - Susan Vettande. Określa ją jako bardzo miła kobietę ,która zna się odrobinie na medycynie i gotowaniu - słowem opiekunka idealna. Ma dystans do siebie i innych , bardzo lubi dzieci  , a one ją. 24 grudnia - ojciec Susan umiera z powodu gruźlicy ,a lekarzem był pan Sloth.

piątek, 9 maja 2014

Rozdział 3 [4/x] Potrzebuję APAP'u ... i czegoś jeszcze

Leżałam w tym samym łóżku ,jednak przytulanka ,z którą zasnęłam , zniknęła. Byłam przykryta szarym kocem. Odkrywam się i nagle czuję uporczywy chłód. Co się dzieje ? Niech mi nikt nie mówi ,że ta  torba tutaj weszła ., jak mogła tutaj wejść ? Dom jest zamarznięty. Teleportacja ? Nie ,to nie są filmy Sci-Fi. Podeszłam do domku dla lalek ,by przypatrzeć się , o dziwo ,znajdującym się tam żołnierzykach ,które w najlepszym czasie, jak gdyby nigdy nic ,ucięły sobie krótką przerwę od służby wojskowej. A obok nich ... strzykawka. Brrr . I była dodatkowo pełna CZEGOŚ , nawet nie chcę wiedzieć czego.
Samoistnie zamknęły mi się powieki oczu. Jak przez mgłę ,mam wizję ... człowiek w upiornej masce klauna , ze strzykawką , nad łóżkiem dla niemowląt.. Drugą ręką klaun łapie dziecko za ramię ,by dać mu zastrzyk ... o Matko ... niech ktoś mu pomoże , teraz !
Właśnie otworzyłam powieki i wizja ustąpiła. Na szczęście . Czułam ,jakby mi ktoś wbijał igłę w oko ... dlaczego tam było cicho ? Wszystko co dotąd widziałam , miało "oprawę dźwiękową" ,ale tu tak nie było ... a dziecko powinno ryczeć. Ruszało się ,więc żyło.
Mój wzrok padł na ślady farb na ścianie. Po bliższym przyjrzeniu się zobaczyłam ,że to były odciśnięte ślady rąk dziecka. Zaczyna mnie boleć głowa . Widzę trójkę dzieci : dwie dziewczynki i chłopca. W tym samym wieku , więc chyba trojaczki ... aach ,ból zwiększa na sile ... potem zostały dziewczynki ,później jest jedna  ,następnie widzę inną ,ciemnoskórą . Em ,tak to ta z barankiem. Jest noc i ktoś kopie dołek , a obok niego leżą trzy ciała ... cholera ,ten dom to jakiś psychiatryk ,a ja się do niego nadaję.Koniec.
Sceny się skończyły. Muszę z tego pokoju wyjść. TERAZ. Otwieram drzwi ,wychodzę na korytarz ,a na jego końcu ta kobieta ... och , to już za dużo. Jest przy drzwiach , otwiera je i gestem wskazuje ,bym do tego pokoju nie wchodziła ,sama jednak znika za drzwiami. Jeszcze chwila i to ona otrzyma tytuł normalnej w tym lodowym piekle ,bo robi się tutaj coraz zimniej.

niedziela, 4 maja 2014

Rozdział 3 [3/x] Rodzinna zabawa

Ciepło delikatnie muskające moją skórę. Zapach herbaty i kwiatów. Muzyka. I wspomnienia.
Ocknęłam się w ogrodzie , siedząc na białym, plastikowym krześle. Na tą myśl przypomniała mi się babcia w ogródku - czy ja jestem aż tak stara ? Było południe , a mnie otaczały stada róż, których liczba , i wielobarwność , była przytłaczająca. Razem tworzyły czerwono-biało-złote obozowisko. Ja sama , wraz z znajdującym się obok mnie stolikiem z filiżankami i dzbankiem do herbaty , byliśmy tuż przy granicy kwiatowego płotu. Poczułam , że coś po mnie chodzi. Gwałtownie się poruszyłam i okazało się ,że to był jeden z licznych białych motyli. Nienawidzę owadów.  Kilka metrów ode mnie leżał koc w czerwono-białą kratkę , na nim zaś  kosz piknikowy. 
Dopiero po chwili zauważyłam dwie rzeczy : po pierwsze , że ten samozwańczy przeze mnie obóz był ogrodem przylegającym do tego nawiedzonego domu , z tą różnicą ,że mieszkanie było zadbane - okna umyte , a dach załatany. Drugim , jeszcze większym odkryciem , był fakt ,że poza tym budynkiem , były inne , podobne do niego ! Na zewnątrz ludzie odpoczywali  - jedni grali na instrumentach , inni spali na słońcu , gospodynie domowe opiekowały się ogrodem , dzieci bawiły , sąsiadka obok nawet tańczyła. Po ich ubiorze  sądzę ,że to były czasy koło osiemnastego wieku. Nikt nie zwracał na mnie uwagi. Nie jestem chyba tak stara ,że jestem już martwa , a to ,co tutaj teraz siedzi , to mój duch ? 
Akurat teraz wyszli gospodarze nawiedzonego domu - wysoki mąż i żona podobna do mojej matki. Za rękę trzymała ją mała dziewczynka w zwiewnej , jasnej sukience. Malutka trzymała pluszaka-baranka. Cała trójka miała ten sam kolor skóry , co ja.
Rodzina poszła usiąść przy kocu ,ale córka widocznie nie chciała jeść. Wstała od pikniku i zaczęła chodzić po ogrodzie . Znudziło się jej chodzenie , to zaczęła biegać. Musiało jej to sprawiać radość. Zobaczyła motyla - postanowiła go gonić. Pościg trwał aż do momentu ,gdy zapatrzyła się na niego i uderzyła w stół , obok którego siedziałam. Z taką siłą w  niego wbiegła ,że aż go przewróciła ,tłukąc zastawę. Na ten dźwięk opiekunowie wstali.
 Mężczyzna pośpiesznie zabrał ją do domu , gospodyni natomiast starała się opanować powstały bałagan. Poszłam za nimi aż do kuchni ,a tam panowała atmosfera jak przed burzą - niepokojąca cisza i spokój , mimo tego można tam było wyczuć napięcie."Tatulek" wziął od dziewczynki baranka ,nawet nie patrząc ,czy coś nie stało się dziecku. Zaczęła płakać ,jednak to to go nie obchodziło - jedynie poszedł na górę i prawdopodobnie schował misia. Matka , po ogarnięciu ogródka weszła do kuchni. Zobaczyła płaczącą córkę - powiedziała bez emocji "Uważaj na przyszłość " i dołączyła do męża. Kiedy znikła z pola widzenia , mała wyszeptała "Mamusiu ,tatusiu ,nie zostawiajcie mnie." i upadła na ziemię , cicho szlochając. I w tedy wspomnienie się rozmyło ...

niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział 3 [2/x] Piętro

Nie miałam co tam tak stać - czas mnie goni ! Muszę zajrzeć do tych pokoi. 
Wybrałam najbliższe drzwi - to i tak jest teraz bez różnicy. Nie były one wyjątkowe - zwykłe ,drewniane drzwi. Za nimi był pokój dla małego dziecka , ale dla dość ... ciekawego. Pomieszczenie , w przeciwieństwie do reszty, było dość ciemne - brudno granatowe ściany , poplamione farbą - wyjątkiem była lampka na kojcem dziecka. Podłogę pokrywał ciemnofioletowy dywan , upstrzony od odcisków dłoni. O dziwo nie było żądnego żyrandola , ani jakiejkolwiek lampy sufitowej. Wszędzie , absolutnie wszędzie leżały zabawki - pluszowe misie , kucyki , żyrafy ,tygryski , do tego ze trzy domy dla lalek, nie pomijając całej armii samych lalek. Nie muszę wspominać o kartonie na klocki LEGO ... dopiero dość sprawny obserwator byłby w stanie zauważyć rzeczy dość dziwne , a nawet straszne ,jak dla dziecka - a mam na myśli normalne , szpitalne igły , szmaty brudne od krwi , a nawet nóż. 
"Co oni robili temu dziecku ..."
W jednym z rogów stał kojec dla niemowlaka w kształcie koła. Wykonano go z metalu pomalowanego na biało , materac miał ten sam kolor. Na szczęście , był czysty. Czyli niemowlę było pod jednym względem całe .... Nad kojcem zostało przybite prześcieradło w taki sposób , że tworzyło daszek nad dzieckiem. spod niego wydobywało się blade światło - wisiała tam lampka w kształcie uśmiechniętego księżyca. Towarzyszyły mu srebrne gwiazdki , które migotały jak prawdziwe. 
Po drugiej stronie pokoju było łóżko dla jednej osoby . To było już zakrwawione. Prześcieradło , dla kontrastu , poza plamami , było różowe w owieczki , co dawało wyraźny sygnał ,że to było łóżko dziewczynki. Leżała na nim uśmiechnięta owieczka. Gdy tylko ją zobaczyłam , poczułam potrzebę ,by ją wziąć. Ogarnął mnie tak wielki smutek , że chyba tylko ona mogło mi go zaspokoić.
Podeszłam do łóżka , usiadłam na nie , przytuliłam pluszaka i zaczęłam płakać.